4 kwietnia 2014

Cztery godziny - rozdział trzeci

Opowiadanie to jest kontynuacją Trzech warunków!
Rozdział trzeci
        Szczęki im opadły, gdy zamaskowany pilot ujawnił swoją zaskakującą tożsamość. Lekko brązowawa skóra połyskiwała tysiącami perlistych kropelek potu, dłuższe włosy opadały swobodnie na ramiona, podkreślając owal twarzy, z której sterczał nieco przyduży nos. Wygląd Gardrana zmienił się nieznacznie, choć dwóch Amerykanów z przekonaniem rozpoznało swojego przyjaciela, co tym bardziej ich zszokowało. Orłow odwrócił wzrok, udając, że zajmuje się czymś ważnym. Jedynie Alatho wydawał się niewzruszony całym zajściem i podchodził do sytuacji z zapasem zrozumienia i akceptacji. Skinął głową na krzesło i kazał Gardranowi usiąść, a Magnus miał zaczekać na zewnątrz. Gdy już opuścił centrum dowodzenia, rozpętało się piekło.
        – Coś ty, do cholery, sobie myślał? – krzyczał. – O co tu chodzi?
        – Szefie, ja… – nie dokończył, bo do hali wpadło pięciu żandarmów w pełnym uzbrojeniu.
        Na głowach mieli czarne kaski z włókna szklanego z ruchomą przesłoną na oczy. Po bokach namalowano czerwono-żółte płomienie przypominające emblemat Policji Wojskowej. Długie, ciemne płaszcze, przewiązane w pasie czerwoną szarfą, wzmocnione były stalową siatką. W urękawiczonych dłoniach żandarmi trzymali oburącz krótkie konwencjonalne karabinki, a w kaburach noszonych na plecach znajdowała się broń najnowszej generacji, której specyfikacja była tajna. Jeden z mężczyzn powalił Gardrana kopniakiem, następnie kilku z nich wykręciło mu ramiona za plecy, gdzie przewiązali je stalowym ściskiem.
        – Masz coś do powiedzenia? – zagrzmiał znajomy głos. W drzwiach hali stał zadowolony z siebie Magnus Black.
        – Pieprz się – wykrztusił Gardran i splunął Blackowi na buty. – W końcu wpadniesz.
        – Hę? – zdziwil się Alatho. – Co masz na myśli?
        – MILCZEĆ! – wrzasnął Black. – Oskarżony zostanie przesłuchany.
        Włosy Gardrana zafalowały poruszone nagłym zrywem ciała z podłogi. Mężczyźni z dużą siłą złapali go pod pachami i dosłownie wywlekli z centrum dowodzenia. Alatho, widząc to, próbował zerwać się ze swojego wózka, lecz więzy były zbyt mocno ściśnięte, dodatkowo kontrolowane elektrycznymi impulsami. Na srogą twarz Magnusa Blacka wstąpił szyderczy i zwycięski uśmieszek, a czarne, małe oczka zawisły na starym Adlerze, nie okazując litości. Ten jednak nie dawał za wygraną, lżąc Czarnego i odprawiając obraźliwymi gestami. W końcu zostali we czterech, gdy John podniósł się z miejsca i zaczął atakować ojca:
        – I nic z tym nie zrobisz?
        – A co ja mogę? – odparł Al, przewracając oczami. – Zdradził nas i tyle.
        – Sam chyba w to nie wierzysz, co? – John wyskoczył jak z procy i pomknął za nowym przyjacielem w nadziei, że uda mu się wszystko odkręcić. Łudził się, że Gardran wyjaśni wszystko, że sprawa okaże się jednym wielkim nieporozumieniem i rakieta została odpalona przez przypadek. Bo to, że pilot o kryptonimie Golem Dwa został zamordowany, nie podlegało żadnym wątpliwościom. Co jednak z sabotażem? Kto tego dokonał? Adler był w kropce, lecz biegł za żandarmami, wrzeszcząc wniebogłosy. Tymczasem w hali pozostała trójka dyskutowała nad losem Gardrana.
        – Szefie – zaczął Dave – chyba nie sądzisz, że on mógł to zrobić umyślnie.
        – Poczekajmy, aż złoży zeznania – bąknął Alatho. – Poznajmy jego wersję, dopiero snujmy własne przypuszczenia. Być może potwierdzi najgorsze moje oczekiwania, a może wręcz przeciwnie.
        – Nic już z tego nie rozumiem.
        – Ale nic nie jest takie, jak myślisz – wtrącił nieoczekiwanie Orłow. – Miejmy nadzieję, że nie przeszkodzi nam to w naszej misji.

        Żołnierze ciągnęli ogłuszonego Gardrana tym samym korytarzem, co wcześniej. Narastający dźwięk tupotu odbijał się echem od gładkich ścian z litej skały, wytrącając żandarmów z równowagi. Biegli i biegli, dobiec nie mogli, gdyż tunel dłużył się w nieskończoność. Gdy więzień chwilowo odzyskał przytomność, stwierdził, że znajdują się w zupełnie nieznanej mu części podziemnej sieci. Ściany były błękitno-szare, oświetlane słabym blaskiem niebieskich żarówek w drucianych klosikach. Upstrzony licznymi kratkami wentylacyjnymi strop zdawał się niemal dotykać czubków głów, budząc w więźniach głęboko skrywaną klaustrofobię. Wprost przed nimi znienacka rozjarzyło się oślepiające, białawe światło, które znikło równie szybko. Sekwencja powtórzona została trzykrotnie, co najwidoczniej było znakiem, bo żandarmi weszli w najbliższe drzwi. Nowe pomieszczenie znacznie różniło się od poprzedniego – mrok wygrywał ze słabymi żaróweczkami, ciepłe powietrze stało w miejscu między szeroko rozstawionymi przegrodami. Znajdowali się w szerokiej i długiej hali porozdzielanej na mniejsze pomieszczenia stalowymi parawanami. Z pewnością niegdyś było tu centrum łączności, lecz teraz teren nadawał się jedynie do zwiedzania przez grupy miejskich odkrywców.
        – Proszę, proszę – zabrzęczały głośniki. – Nic a nic się nie boimy, co? – Głos przeciągnął ostatnią sylabę z przekąsem.
        Żandarmi wyprostowali się niczym struny, zasalutowali i pospiesznie odeszli od oskarżonego, pozostawiając go na pastwę komisji przesłuchującej. Wtem głos zabrzmiał tuż przy uchu Gardrana:
        – Nie dasz nam satysfakcji, gnojku? Gadaj, no!
        – Pieprz się, Black.
        – Ach, wojujemy. Większość z was, cholernych szpicli, zgrywa chojraków. Ale my już cię nauczymy pokory! – To powiedziawszy, smagnął Gardrana drutem po plecach. Zauważywszy, że nic to nie dało, kazał mu się rozbierać.
        – Na czyje zlecenie pracujesz? Och, nie mów, że Rosjan, bo to wiedzą wszyscy. Nazwiska!
        – Pieprz się…
        Krew spłynęła czerwienią wzdłuż jego kręgosłupa, z ust wydobył się nieznaczny jęk. Wystarczyło, by podjudzić napastnika, który raz jeszcze pozwolił swojej broni zasmakować skóry więźnia.
        – Będzie dla ciebie lepiej – ciągnął Black – jeśli wyjawisz nam wszystkie dane.
        – Pieprz… – Nie zdołał dokończyć. W pół zdania gruchnął twarzą o posadzkę, tłukąc nos. Brutalności Czarnego nie było końca, bowiem jedną nogą stanął Gardranowi na plecach, zacierając piachem świeże rany po drucie. Nagle podniósł oskarżonego za włosy tak, by mógł stanąć o własnych siłach, zbliżył twarz do jego twarzy, splunął prosto między oczy i wysyczał przez zęby:
        – Będziesz gadał, gwarantuję. To był dopiero przedsmak tego, co mogę ci zaoferować. Tymczasem szanowna komisja zada ci kilka pytań, ale ty się przewróciłeś, idąc ciemnym korytarzem, jasne?
        Gardran skinął głową, choć myśli miał zgoła inne.
        – No, w końcu wykazujesz jakąś chęć współpracy.
        Do sali wkroczyły trzy osoby ubrane w długie płaszcze z pospolitego materiału w kolorze niemożliwym do odgadnięcia w takim mroku. Jak na życzenie jednak światła przegoniły ciemności, które panowały teraz jedynie w najbardziej zapomnianych zakamarkach. Ludzie byli cali w czerwieni, od włosów poprzez guziki w mankietach, na sznurowadłach kończąc. Jeden z nich, mężczyzna w średnim wieku z posiwiałą brodą, na głowie nosił perukę ze złotych włókien lokami opadających na ramiona. Za komisją wkroczyło kilkudziesięciu obserwatorów, pośród nich – niespodziewanie – Alatho, Dave oraz major Orłow. Gardran nie zauważył jednak Johna. Gdy drzwi w końcu zamknęły się za ostatnim gościem, przewodniczący komisji rozpoczął przesłuchanie. Po kilkunastu minutach ustalania tożsamości oskarżonego, upewniania się, czy wie, dlaczego będzie przesłuchiwany oraz pouczenia o prawie milczenia w końcu zaczęto zadawać konkretne pytania.
        – Prosiłbym o to, by oskarżony raczył opisać sytuację ze swojego punktu widzenia. Proszę rozpocząć od momentu, w którym zasiadł za sterami szturmowca klasy Mango.
        – Szanowni państwo – Gardran rozpoczął kulturalnie, całkowicie zapominając o obecności Blacka – minęło kilka tygodni od mojego powrotu na planetę, Rosjanie nie wykonywali żadnego ruchu, toteż marnowałem swój czas na sporządzaniu raportów z pustymi tabelami. Dogadałem się ze swoim starym kumplem, Ridgem Paulsem, że zastąpię go w locie treningowym. – Po sali rozeszło się szemranie i ogólne niezadowolenie. Gardran, słysząc to, dodał pospiesznie: – Państwo nie wiecie, że od dawna podejrzewaliśmy działanie szpiega na terenie naszej bazy, a mniej więcej z tego też powodu postanowiłem wzbić się w powietrze. Domniemałem, że jeden z dwóch Mango będzie celem ataku Rosjan podczas treningu. My w centrum dowodzenia mamy swoje źródła. – Tu rzucił wymowne spojrzenie w stronę Orłowa, który nieznacznie skinął głową. – Nie mogłem jednak wiedzieć, który z pojazdów stanie się ofiarą. Również ku mojemu zdziwieniu odkryłem, że sabotowano nie wyrzutnie, jak przypuszczałem, a napęd statku. Wszyscy wiemy, że nasza broń pod kontrolą wroga to niezbyt ciekawy scenariusz, ale i tak dopięli swego. Topił się kriegonitowy rdzeń, a w takim wypadku procedura nakazuje porzucenie statku i, w miarę możliwości, zestrzelenie go. Dziwię się, że dowódca Adler o tym nie wiedział. Ja jednak swoją powinność wykonałem, a z daleka widziałem, jak Golem Dwa katapultował się. Z całą pewnością próbuje teraz dokować do jednego z naszych transportowców.
        Nikt się nie odezwał, gdy Gardran zakończył swoją przemowę. Słychać było za to ciche oklaski. Przewodniczący spojrzał na oskarżonego spode łba, udając, że coś notuje, po czym powstał i rzucił od niechcenia:
        – Dwa tygodnie aresztu za samowolny start. Z reszty zarzutów oczyszczony.
        Ludzie opuszczali już salę przesłuchań, ale Gardranowi nie pozwolono wyjść. Gdy w końcu został sam, podszedł do niego Black, zdzielił łokciem w potylicę, skopał po brzuchu i plecach, splunął na niego i ulotnił się z pomieszczenia. Na drodze stanął mu jednak John. Mężczyzna nie wiedział, że przesłuchanie będzie publiczne, toteż gonił przyjaciela ile sił w nogach niczym sprinter broniący złotego medalu. Zgubił się przy okazji w misternie utkanej pajęczej sieci tuneli, a Magnus miał z tego powodu niezły ubaw.
        – Przybyłeś poniewczasie, Adler – rzekł tylko.
        – Co z Gardranem? Co ty tu robisz? Co to ma znaczyć?
        – Odbyło się publiczne przesłuchanie, ale porozmawiałem sobie z naszym przyjacielem sam na sam. Wejdź, przekonaj się.
        John przepchnął Czarnego tak, że z rozpędu omal się nie wywrócił, dzikim pędem wbiegł do sali przesłuchań, gdzie zastał Gardrana leżącego w dużej kałuży brunatnej krwi. Rzęził, świszczał, oddech miał płytki i nierówny, serce ledwo biło, a jednak jeszcze się w nim tliła iskierka życia, walcząc o sprawiedliwość. John miał obawy co do tego, kto jest szpiegiem. Wstyd mu było, że podejrzewał o to przyjaciela.
_______
Dziękuję Vetali z Podziemia Opowiadań za sprawdzenie tekstu.

2 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za miły komentarz, ale do reklamy blogów służy u mnie strona "Wasze blogi", gdzie serdecznie zapraszam.

      Usuń